Zwróciliście może uwagę, jak pisane są teksty w technicznej prasie brytyjskiej? A potem dla porównania w niemieckiej i na dobitkę w amerykańskiej?
Do końca lat osiemdziesiątych mieliśmy swoje pisma techniczne, wśród których prym niepodzielnie wiodło ATM, ale i „MOTOR” trzymał poziom. Rzetelna wiedza, testy, w których analizowano skrupulatnie techniczne rozwiązania pod kątem technologii, użyteczności i celowości. Widać było ogrom pracy włożony w te materiały. Przygotowania, analiza rynku poparta dogłębną znajomością zagadnienia. Czytając to, człowiek uczył się, a w wyobraźni widział siebie siedzącego w ławce i kolesia w białym kitlu za laboratoryjnym stołem prowadzącego zajęcia. Politechnizacja społeczeństwa polegała na tym, że do ludzi zwracano się jak do rozumnych istot.
No cóż. Wpatrzeni w zachód od początku lat dziewięćdziesiątych jak wół w malowane wrota, poczęliśmy chłonąć bezkrytycznie cokolwiek tam udało się nam dostrzec i jako tako zrozumieć, na tyle by choć zapamiętać. W telewizji amerykańskie lub brytyjskie programy, a w nich totalnie wyluzowani goście, co z dowcipem i przekąsem opowiadają o motocyklach (przepraszam, o bajkach „bike-ach”) i furach, wszystko w kastomie na szerokich laczkach i rozkraczonych kołach. To jest żyyyycieeee!!! Ale czad! Politechnizacja, sracja. Wskakujesz na bajka i dajesz w pyte! Obczajcie, jak śmigam! Tu nie potrzebna żadna wiedza tylko przebojowość (czyli bezczelność). Opśmigałem tyle bajków – rzecze pismak – że nikt mje tu nie bedzie coś wytykać! Nauczyliśmy się, jak to czynią włochate człekokształtne, naśladować zachowania widziane na zachodzie, ale już bez głębszego zrozumienia – jak to futrzani kuzyni nasi. Nagle w kraju nad Wisłą stwierdzono, że nie jest potrzebna nauka żadna ani wiedza. Trzeba iść przebojem jak knur do koryta. A że ze znajomością języków u nas raczej słabiutko, to efekty widać.
Czasem gdzieś jakiś skryba (albo brancz manago przykładowo od marki sprzedającej gacie i biustonosze) zasłyszy termin „mądry” jak „przeciwskręt” chociażby i wypisuje bzdury po tym, jak na szkoleniu inny indolent też nic nie rozumiejący „nauczał” go o tym. Jak to w środowisku wzajemnej adoracji, kiedy jeden niedouczony przemawia, inni słuchają i mądrze przytakują. Gdyby dać im większą władzę pewnie przed każdym prawym zakrętem zażądali by od drogowców najpierw lewego aby przeciwskręt można było zrobić . Mylą się im potem masy zamachowe z zamachowym kołem, moment bezwładności z siłą, wolty z watami, waga z masą, moment obrotowy z mocą – to ostatnie do dziś jest wielką dla wielu „speców” zagadką i z niedowierzaniem równym temu, z jakim słucha się czarnoksiężników patrzą na tych, co twierdzą, że sprawa jest w pewnych kręgach od dawna znana. Zasłyszawszy przypadkiem coś o temperaturze, smarują, że od temperatury w silniku metale puchną i puchną bez końca, dlatego żadna część silnika nie może być gorętsza niż 150 stopni – podczas gdy sam wydechowy grzybek zaworu nagrzewa się już do ponad 800 stopni, a ssący do stopni pięciuset. O prawidłowym pisaniu jednostek nawet nie wspominam. Przykładów można wyliczać niemal bez końca! Fachowe i przystępne materiały o tematyce motocyklowej czy technicznej w ogóle to dziś prawdziwa nisza. Są szczęściem jeszcze periodyki, w których się takowe pojawiają, lecz to prawdziwe i niedoceniane wyjątki.
Jednak douczyć się czegoś po tym, jak się za speca samemu uznało i w środowisku podobnych „speców” już renomę zyskało wszak nie sposób! Toż to przyznanie jawne, iż nie jest się doskonałym! Nie, nie będę się uczyć! Co trzeba wiem! Waha, zawias, heble – oto mój zasób słów technicznych .
Jedyna szansa niedouczonych w upowszechnianiu niedouczenia.
Mamy zatem „luz” i szpan oraz gębę pełną osiedlowych tekstów, ale – doopa goła waszmościowie… Im głośniej bowiem pawian drze paszcze, tym szybciej widać, że to pawian, a wrzaskiem gołej doopy nie zakryje.
Tymczasem brytyjscy dziennikarze rzeczywiście mają luz i poczucie humoru jak Jeremy Clarkson , ale i wiedzę gruntowną, oko wnikliwe, intelekt bystry pozwalający sortować rzeczy istotne od pozostałych a jeszcze aspekt komediowy w tym dostrzec. No właśnie. U nas z poczuciem humory bardzo słabiutko. Wystarczy rzucić jakimś sarkastycznym zwrotem a już się obrażają „wąsate szlachciury”. Wszystko musi być u nas gburne, chmurne i durne.
Pamiętacie, jak po jakimś fajnym filmie za brzdąca wybiegało się na podwórze i naśladowało to, co zapamiętało z filmu? Tak u nas w większości ta sytuacja właśnie wygląda – tyle, że w odniesieniu do dorosłych metrykalnie osobników. I to nie tylko w dziennikarstwie techniczno-motocyklowym.
Z resztą, o czym tu mówić. W Polsce testować motocykle jedzie się na egzotyczną wyspę jakąś a jak chce się jeszcze kiedyś pojechać, to trzeba chwalić. Ale żeby nie było, czasem coś i „zganić”. Jak to uporczywie już od kilku lat jeden „brancz manago” powtarza: nie, nie, płacimy za testy, ale i przysolić nam potrafią. Na przykład napisali, że przełączniki przy manetkach nie są najlepszej jakości!”. Zapomniawszy, że rozmawiał z naszym redaktorem, ów manago już dwa lata temu po raz kolejny powtórzył swoją śpiewkę. Co to musiała być za trauma? Jakież unikalne wydarzenie! A cóż można „zganić”, nie znając się na niczym a chcąc jeszcze pojeździć po wyspach tropikalnych lub reklamę dostać? 30 lat jak socjalizm się skończył a w Polsce nadal liczą się tylko układy i układziki!
Wiedzieliście, że pewien brancz manago (być może ten sam?) na targach w Warszawie, co się nie odbyły, chciał na swej ekspozycji pod szyldem szacownej marki salon fryzjerski urządzić? Taki miał „pomysł”, dyskryminując przy tym swoich łysych klientów. Jakie rozeznanie, taki pomysł. A może to fryzjer chciał te motocykle wystawiać?
Tymczasem jego odpowiednik w innej marce (np. od gaci i biustonoszów) rzecze: „Moja marka jest tak prestiżowa, że za reklamę to miiiiii powinni płacić!”. Tymczasem na stronie internetowej roi się od byków z google tłumacza jak „władcza ergonomia kierowcy”, „silnik z górnej półki” oraz „ikona wydajności”. Ze wstydu łepek w piasek by wypadało schować, ale moduł wstydu dawno spalony, a funkcja nadpisana przez zarozumiałość. „Zniżki na reklamę to mi dają 80%!!!” – wykrzykuje to ten to tamten to jeszcze inny! Słyszeliście kiedyś o takich zniżkach? Czyż to nie powinno się już zwać łapówką? Sami na swe jednoślady takich zniżek nie dają, ale takowych wprost i bezczelnie żądają.
Takiż to zepsuty i pełen patologii (a jakże) rynek utworzył się przez lata wzajemnego kadzenia i smarowania na linii prasa – dealerzy. Szkoda gadać.
Gburni i chmurni (co tam było to trzecie?) panowie managowie oraz wasi pisujący klakierzy nauczcie się języków, skoro anglojęzyczne marki reprezentujecie i poczytajcie trochę. Może oczki się trochę otworzą? Pierwej jednak trzeba nozdrza z otworów odbytniczych sponsorów powyjmować, bo pośladki oczodoły zakrywają.
P.S. A wiecie dlaczego MMMK nie zaprasza się na testy motocykli w Polsce? BO SIĘ BOJĄ, że po doopie dostaną! Że zobaczą, jak test wyglądać powinien. Bośmy kijem w mrowisku! Element niepewny spoza towarzystwa wzajemnej adoracji.