Jakiś czas temu pojawił się w naszej redakcji pomysł opisywania klasyków dostępnych na rynku wtórnym. Zaproponowałem, żeby zacząć ten cykl od dużego Sportstera, który jest mi motocyklem szczególnie bliskim. W miedzyczasie mój serdeczny kumpel zakupił model 48. Wtedy koncepcja się zmieniła. Postanowiliśmy zrobić porównanie starego gaźnikowca z nowym modelem, wyposażonym we wtrysk paliwa i ABS.
Ten tekst mógłby zacząć się od przedstawienia kilku czerstwych faktów o legendarnej marce Harley Davidson i jej wkładzie w historię światowego motocyklizmu. Z bezczelną premedytacją je tu pominę, ponieważ bohaterowie tego artykułu trochę uciekają od stereotypu tzw. typowego Harleya, czyli ciężkiego, majestatycznego krążownika bogato okraszonego chromem, na którym najlepiej wygląda brzuchaty brodacz z tatuażem i w kurtce nabijanej ćwiekami. Dziś poddamy bowiem ocenie dwa modele Sportstera z silnikiem 1200ccm, które choć legitymują się tym samym pochodzeniem, co więksi bracia spod znaku HD, mają jakże odmienne charaktery, a i klientela, do której adresowany jest ten produkt amerykańskiej marki też wymyka się harleyowskim stereotypom.
Do testu trafiły egzemplarze XL1200, które oprócz 10 lat różnicy wieku (2004 i 2014) dzieli też wiele niuansów natury technicznej i estetycznej, obrazujących ulubioną filozofię kroczenia drogą rozwoju przez producenta z Milwaukee, czyli przemyślana, nieśpieszna ewolucja pojazdów, bez nagłych i radykalnych zmian, które wierni fani marki często przyjmują z pewną dozą nieufności. Postaramy się ocenić te motocykle używając specyficznego klucza, będącego wypadkową ich walorów użytkowych, całkiem sporej dawki subiektywizmu (czytaj: ilości frajdy z jazdy) oraz pod kątem ciężaru legendy, który muszą unieść na swoich barkach. Znajdziemy więc odpowiedź na pytanie, ile jest w Sportsterach prawdziwego Harleya. A więc do dzieła!