Jawa. Teraz wzorem większości polskich publikacji winno nastąpić nawiązanie do homonimu tego słowa – na przykład sen na jawie, jawa we śnie, czy to jawa czy sen, senna zjawa – coś jak tani dowcip ze starych filmów o Bondzie – nieśmieszny acz powtarzany z anankastycznym uporem. To jakby sąsiada o nazwisku Kowalski codziennie dla żartu pytać, czy jego przodek był kowalem za każdym razem setnie się przy tym bawiąc. Zastanawiało mnie zawsze, czy to nie próba umniejszenia powagi i zasług tej szacownej marce? Podszyty stereotypem kompleks podpowiadający, że Jawa może być albo poczciwa albo śmieszna? Czeski humor, czeski błąd, czeski dowcip, czeski film, ale żeby czeski motocykl? Ech, ta zazdrość…
O historii jak to Janecek skumał się z Wandererem napisano całe opasłe tomiska, które nie doczekały się rzecz jasna polskiego tłumaczenia z powyższych powodów. Jawa to wielce szacowna marka i potwierdzać tego ani udowadniać nie potrzeba.