Przed rokiem 1914 przemysł kopalniany i rafineryjny walczyły między sobą o cenę ropy. Rzecz jasna kopalnie narzekały, że rafinerie mało płacą za dostarczany surowiec, natomiast rafinerie, że cena surowej ropy jest za wysoka. Przełom nastąpił już w wolnej Polsce, kiedy to rafinerie zaczęły nabywać kopalnie i same zajmować się odwiertami. W 1912 roku 25% produkcji pochodziło już od przedsiębiorstw zajmujących się zarówno wydobyciem, jak i przetwórstwem. Do roku 1927 udział ten wzrósł do 85% ogólnej produkcji.
Po pierwszej wojnie, na mocy traktatu wersalskiego, odrodzona Polska miała otrzymać na własność majątek spółek austriackich działających w Galicji, obejmujący trzy czwarte terenów naftowych wraz z kopalniami! Rzecz jasna, nie można było do tego dopuścić. Byli zaborcy podjęli niezwłocznie odpowiednie działania, reorganizując spółki, przelewając kapitał do banków francuskich i belgijskich. Rząd polski złożył oficjalny protest, sprzeciwiając się bezprawnemu przeniesieniu własności. Polski delegat jednak owe transakcje zaakceptował – jak wieść niesie, na skutek zastraszenia wciąż nieuregulowaną wówczas sprawą przynależności do Polski Galicji (Małopolski Wschodniej). Widać nie dał się przekupić, ale motywacja strachem wyszła nawet taniej. Mniejsza o szczegóły. W efekcie owych machinacji, udział obcego kapitału w polskim przemyśle naftowym w latach 1923–28 sięgał 82% (kapitał francuski 53%, szwajcarski 10%, austriacki 7%, angielski 4.4%, holenderski 4.3%, innych krajów 3.3%). Polska musiała zadowolić się osiemnastoma procentami udziału we własnym przemyśle.
Materiał powstał dzięki współpracy Muzeum Przemysłu Naftowego i Gazowniczego im. Ignacego Łukasiewicza w Bóbrce