Powszechną tendencją w mediach, w odniesieniu do tematu „polskie motocykle”, jest ślepy i bezrefleksyjny optymizm oraz wiara w naszą potęgę i wyjątkowość narodową. W dwudziestoleciu międzywojennych wszystko było naj… – konstrukcja, produkcja, jakość, sprzedaż, obsługa warsztatowa. Na pewno jest to zgodne z naszymi pragnieniami, ale czy tak było naprawdę? Może warto głębiej wejść w temat i poznać go?
Jeżeli chcemy dobrze zrozumieć omawiany temat, musimy poznać realia tamtych czasów. Snucie ocen i wyciąganie wniosków z punktu widzenia dnia dzisiejszego jest bez sensu i nie ma żadnej wartości poznawczej. W omawianym temacie motoryzacji w Polsce w dwudziestoleciu międzywojennym było wiele uwarunkowań. Jedno było zaś kluczowe dla wszelkich decyzji rządowych – każde działanie produkcyjne było ściśle podporządkowane celom wojskowym. Potrzeby cywilne nie były ważne. Rynek cywilny mógł się pożywić nadwyżkami produkcyjnymi, których nie wchłonęło wojsko lub pojazdami z importu (obłożonego drastycznymi cłami). Pewne odstępstwa od tego zaczęły zradzać się powoli w drugiej połowie lat 30., ale nie zdążyły się rozwinąć, gdyż wybuchła wojna. Pisaliśmy o tym w poprzednim odcinku.