Naturalnym środowiskiem Komarów jest – polska wieś!
W latach sześćdziesiątych tak zwana dziś „prowincja” tętniła motocyklowym życiem! Na Komarkach jeździli agronomowie, geodeci, zaopatrzeniowcy, leśnicy, rolnicy no i rzecz jasna listonosze.
Dlaczego akurat na wsiach tak się żyło motocyklowo? Niewielkie pokonywane odległości i zwykle jedna główna droga – to bardzo upraszczało niezbędną wiedzę na temat zasad ruchu drogowego. Jak to na wsi, co chwilę trzeba było gdzieś podjechać: a to po paszę do GSu, a to do żelaźniaka po gwoździe czy grabie, do spożywczaka po prowiant, z koszykiem na pole po młode ziemniaki, z leśniczym do lasu, żeby wyznaczył wycinkę, w żniwa za kombajnem. Wyciągało się z szopki czy stodoły Komarka i w roboczych ciuchach wskakiwało na siodełko. Byle w baku chlupała benzyna i powietrze było w kołach. Tyle poczciwe dwusuwy wymagały od właściciela. Zajmowały tyle miejsca co rower, a pedałować nie trzeba było. Skoro o szopkach i stodołach mowa – to jeszcze jeden i chyba najważniejszy czynnik, który przyciągał tak licznie motocykle i motorowery do wsi – nieograniczona z motocyklowego punktu widzenia przestrzeń garażowa. To wszystko sprawiało, że wsie były motocyklowe. Każda wieś posiadała swoiste centrum. Zwykle mieścił się tam sklep, magazyny GS, bank (tak, na wsiach były siedziby banków), wiejska sala, kawiarnia, naprawa RTV. W „godzinach szczytu” WSKi, SHLki, Jawy, MZtki, Junaki, WFMki, Komarki i rowery stały dosłownie wszędzie! Choć dziś brzmi to jak fantazja, tak żyła wówczas wieś.