Junaka z 1964 roku o bliżej nieokreślonym przebiegu i historii kupiłem w 2007 roku. Było to spełnienie marzeń i powrót do wspomnień z dzieciństwa, kiedy to uczepiony kurtki ojca z dumą spoglądałem na mijanych przechodniów, a po jeździe, polerując bak, przeglądałem się w lśniącym, czarnym lakierze i chromach. Pamiętacie zapach pasty „Tempo” i niebieskiej benzyny?
Junak w rękach poprzedniego właściciela palił „od pierwszego kopa” i śmigał znakomicie. W moich niewprawnych po pierwszych kilku kilometrach współpracy odmówiła prądnica, potem iskrownik i w końcu, po paru tysiącach, rozsypało się łożysko wału. Powoli poznawałem narowy, przypadłości i sprytne sposoby, za pomocą których mój rumak próbował wysadzić mnie z siodła.