W latach trzydziestych BSA znana była z produkcji świetnie wykonanych, niezawodnych i dostępnych motocykli, z dobrym zapleczem serwisowym. W 1937 roku gama jednocylindrowców została przeprojektowana przez konstruktora Val’a Page. Model B24 350 posiadał układ smarowania z suchą miską, umieszczone za cylindrem magneto i charakterystyczną osłonę popychaczy, do złudzenia udającą osłonę wałka królewskiego. W gamie motocykli BSA, B24 była maszyną sportową. Górnozaworowa trzystapięćdziesiątka rozwijała 18 KM przy 5500 obr/min i to przy swej masie zaledwie 145 kg! Pozwalało to osiągnąć prędkość maksymalną 120 km/h, co było bardzo dobrym wynikiem. Czterobiegowa skrzynia, żeliwny cylinder i głowica, rozrząd popychaczowy, górny oraz kryte zawory, smarowanie z suchą miską. Pod nazwą Empire Star produkowano ją zaledwie przez dwa lata. W 1939 roku na Wyspach Brytyjskich przestawiano się już powoli na produkcję militarną, co nie ominęło The Birmingham Small Arms Company Limited, która była państwową wytwórnią.
Marcin Klimczak zadzwonił do mnie, kiedy robiłem zdjęcia do materiału na jakiejś leśnej dróżce. Wcześniej umówiliśmy się na kontakt w sieci. To miała być krótka rozmowa, ale jak trafi swój na swego, rozmowa nigdy się nie kończy. Nawiązała się sympatyczna nić porozumienia. Umówiliśmy się na spotkanie.
Kilka tygodni później, w zajeździe Zielona Brama w Przywidzu miałem przyjemność uścisnąć dłoń Marcina i jego starszego syna Huberta. Po udanej sesji pięknego B24 Empire Star zasiedliśmy do rozmowy. Piwniczny klimat lokalu, szczotkowana cegła i drewno. Na ścianach naftowe lampy. Równie dobrze mógł to być rok 1937. Na zewnątrz pochłodniało, a my przy misie pierogów rozpoczęliśmy gawędę.
Marcin, pasjonat i kolekcjoner, dokonał rzeczy wspaniałej; zaraził syna, Huberta swoją pasją. Hubert już od dzieciństwa towarzyszył mu w warsztacie, pilnie obserwując poczynania ojca. Był też jego nieodłącznym towarzyszem wypraw motocyklowych. Nim nauczył się chodzić, podróżował już w koszu Iża 56. Swoje pierwsze dwa kółka z silnikiem opanował już w wieku niespełna czterech lat! W końcu przyszedł czas, by Hubert rozpoczął swoją przygodę z czystej krwi brytyjskim klasykiem.
Marcin: Wówczas posiadałem już kilka BSA, więc myśląc o motocyklu dla Huberta kierunek mógł być tylko jeden, Birmingham Small Arms. Zabraliśmy się do tego rzeczowo. Przeanalizowaliśmy przedwojenne motocykle BSA pod kątem trafności wyboru modelu. Po długich analizach i wspólnych rozmowach padło na B24 Empire Star. Ta trzystapięćdziesiątka jest wystarczająco szybka, by nadążyć za większymi motocyklami, a przy tym lekka i zwinna, co jest bardzo przydatne dla początkującego motocyklisty, jakim jest Hubert. Ma też piękną, sportową sylwetkę. Poszukiwania trwały dość długo. W końcu udało nam się znaleźć wymarzony model w Wielkiej Brytanii. Za pośrednictwem firmy Yeomans Motorcycles za kwotę 2500 GBP Hubert w 2015 roku stał się pierwszym polskim właścicielem B24 Empire Star. Na zakup przeznaczył wszystkie, gromadzone od dłuższego czasu oszczędności. Rzecz jasna i tak nie pokryło to całej, potrzebnej kwoty i musiałem jeszcze sprzedać swego Iża 56, do którego miałem naprawdę ogromny sentyment. Iż był moim pierwszym motocyklem, na którym jeździłem na uczelnię, później do pracy. Na nim woziłem swoją dziewczynę, obecnie żonę. Sentyment był wielki, ale cel miałem ważniejszy.
BSA w stanie do renowacji nie nadawała się oczywiście do jazdy. Wymagała sporo pracy. Miała też kilka poważnych braków. Brakowało osprzętu kierownicy, siodła i oświetlenia. Błotniki, gaźnik i przednie koło pochodziły z innego modelu. Najważniejsze było to, że motocykl miał zgodne numery ramy i silnika. Ustaliliśmy, że został sprzedany jako nowy przez dealera BSA, firmę „Davies Bros” z Chester. Bramy fabryki opuścił dnia 08.04.1937 r.
Marcin, Hubert był jeszcze bardzo młody. Czy naprawdę razem nad wszystkim pracowaliście?
Marcin: Tak, wszystko robiliśmy razem. Chciałem, by ta renowacja była też wspólną przygodą. By przybrała formę warsztatów szkoleniowych dla Huberta. Najpierw oczywiście trzeba było B24 rozebrać, wszystko zweryfikować i naprawić. W międzyczasie szukaliśmy brakujących elementów. Największą przyjemnością był oczywiście montaż. Silnik czy skrzynię najpierw składałem sam, pokazując Hubertowi jak się do tego zabrać. Następnie wszystko ponownie rozbierałem, dając możliwość synowi, by własnymi rękami złożył już na gotowo swego pierwszego „brytyjczyka”.
To naprawdę godna podziwu cierpliwość. Prawdziwy wzór dla wielu ojców. Czy B24 jest trudna w renowacji?
Marcin: B24 jest dość droga w renowacji z uwagi na swoje luksusowe, jak na owe czasy, wyposażenie. Duża ilość chromów, wyszukane malowanie zbiornika, czy dwudziestocalowe przednie koło podniosły koszty, które na pewno przekroczyły kwotę zakupu materiału do renowacji. Specjalnie trudna dla nas nie była. Znamy te motocykle i, jak wiesz, mamy już kilka maszyn tej marki.
Hubert: Najtrudniej było zdobyć gaźnik z poziomą przepustnicą suwakową. Jest to bardzo rzadka konstrukcja, jako że przepustnice suwakowe zazwyczaj są orientowane pionowo. W tym przypadku było to konieczne z uwagi na brak miejsca pod zbiornikiem. Motocykl został zakupiony z gaźnikiem od modelu 250 cm3, ale po jakimś czasie udało się zdobyć właściwy poziomy Amal 76/187. Trudna do zdobycia była też lampa Lucas DU142 FR. Na szczęście wszystkie elementy wyposażenia udało się zdobyć i motocykl jest zgodny w 100%.
Marcin: Jak się podczas renowacji okazało, bardzo trudno przychodziło skompletowanie oryginalnych, brakujących części. Największy wybór dorabianych współcześnie elementów jest do modeli największych i najdroższych. Do trzystapięćdziesiątki jest znacznie trudniej cokolwiek znaleźć.
Dzisiejsze renowacje przybierają nieraz dość rożne formy. Jak to jest u Ciebie?
Marcin: To proste, nie stosuję żadnych kompromisów. Kieruję się bardzo prostą zasadą. Na pytanie, jak odnowić daną część, zawsze odpowiadam – tak, jak było fabrycznie. Nie toleruję też żadnych skrótów, ani własnej inwencji, czy dowolności przy odnawianiu motocykli. Szczęściem, dokumentacji do motocykli BSA nie brakuje i relatywnie łatwo oraz z dużą precyzją można ustalić, jakie elementy wchodziły w skład motocykla, o jakich numerach katalogowych, jak były wykańczane i malowane. Celem wszystkich moich renowacji było przywrócenie motocyklom oryginalnego stanu tak, by stały się wzorcem dla innych entuzjastów. Nie rozumiem, jak można zabytkowy motocykl malować na nieoryginalny kolor, czy pokryć chromem zbyt dużą ilość elementów, albo wypolerować wszystko, co możliwe. I nie ma znaczenia czy jest to Brough Superior czy Motorynka.
Marcin, jak się wam wspólnie pracowało? Wiem, że jesteście bardzo zżyci.
Marcin: Powiem tyle: mój syn jest także moim dobrym kumplem, towarzyszem motocyklowych wypraw. Razem jeździmy, naprawiamy i odnawiamy motocykle. To mój osobisty sukces.
Kiedy zakończyliście prace nad Empire Star?
Hubert: B24 była gotowa w 2017 roku. Teraz zaczyna już trzeci sezon
Hubert, jak się czułeś, kiedy dosiadłeś jej po raz pierwszy?
Hubert: Zacznę od tego, że prezentacja mojego B24 odbyła się na wystawie motocykli brytyjskich podczas „Motocyklowej Niedzieli w Stylu Retro” w Puławach. Tam też oficjalnie po raz pierwszy go odpaliłem. Na zewnątrz było jeszcze dość zimno, ale zaraz po imprezie, zanim załadowaliśmy motocykl, przejechałem się pod okiem taty kawałek po placu. Przyznam, że wrażenie było ogromne. Nie jeździłem wcześniej na sztywnym motocyklu. Efekt przerósł moje oczekiwania. Przyspieszenie zrobiło na mnie ogromne wrażenie. Nie spodziewałem się, że przedwojenna trzystapięćdziesiątka potrafi tak żwawo jechać.
Marcin: W ogóle to przyznam, że czasami jestem zazdrosny o ten motocykl 🙂 Nieraz bowiem, kiedy BSA Huberta stoi w rzędzie z moimi motocyklami, obok stoją jeszcze inne, naprawdę rzadkie i piękne maszyny kolegów, wszyscy zwykle w pierwszej kolejności podchodzą do B24 i mówią: „zobacz, jaki ten czerwony jest fajny!” No i mają rację… Empire Star to angielska ślicznotka.
Tę dbałość o szczegóły widać na każdym kroku. Podczas kontaktów z miłośnikami BSA w UK Marcin wielokrotnie spotykał się ze zdziwieniem i uznaniem, że gdzieś w Polsce, ktoś tak pieczołowicie restauruje ich motocykle. Z dumą można by ustawić B24 Huberta w jakimś brytyjskim muzeum. Przyznam, że ujęła mnie ta pasja, pietyzm i braterstwo. Dziś to niestety rzadkie. Podziwiam Marcina za jego niezłomność i cierpliwość. W tym kontekście bariera pokoleń jawi się zwykłym rodzicielskim zaniedbaniem. Cieszy mnie niezmiernie, kiedy widzę młodych ludzi zafascynowanych klasyczną motoryzacją. Gotowych na mozolną i precyzyjną pracę przy ich odnawianiu. Chcących się uczyć i doskonalić. To daje nadzieję, że bezmyślna pogoń za plastikowymi nowinkami stanie się w końcu passé. Rozpasany konsumpcjonizm przestanie w końcu być modny. Zresztą już lekko chwieje się w posadach.
Zabytkowe budynki z cegieł, metalowe, czarne ramy okien, z tyłu stadnina koni, staw, kamienny bruk, a na nim przedwojenna BSA. Podróż w czasie. To był naprawdę świetnie spędzony dzień.
Zdjęcia: Justyna Wójcicka-Gembara
Redakcja dziękuje Marcinowi oraz Hubertowi Klimczakowi za życzliwość. Dziękujemy też właścicielom Zielonej Bramy za klimatyczne plenery.